Wreszcie się zebrałam i pokażę coś
Pierwsza kobyłka na odstrzał poszła 6 lat temu, był to wałach shire, pierwszy zakup farb akrylowych, sprzedawczyni niedokładnie posłuchała, dostałam farbę silnie lśniącą, co się okazało jak wałaszek już wysechł i świecił się jak psu jaja na wiosnę. Pomalowańców z miesiącami, wieloma przejrzanymi stronami, wieloma usłyszanymi radami, przybywało, za każdym razem było coraz lepiej. Nastąpiła około 3-letnia przerwa, po odnalezieniu forum powróciłam do robót. Pierwsze z moich przemalowańców poszły na przeczyszczenie w płynie do prania piekarników, aktualnie grzeją się zagruntowane w szufladzie.
Wyczyszczonych koni zdjęć nie posiadam, pewnie gdzieś tkwią na dysku twardym laptopa oddanego na emeryturę w szufladzie.
Zdjęcie kilku modeli sprzed mojej przerwy. I jeszcze
jedno.
Na wiosnę wybrałam się na wymarzone zakupy do plastyka z zaoszczędzonymi pieniędzmi w łapce. Zakupiłam wiele odcieni suchych pasteli, werniks w sprayu itd. I tutaj przygoda z customami zaczyna się na nowo. Dobrałam się do chińskiej podróby lipicana, która przypadkiem wpadła mi w łapki przy porządkach. Trzeba było usunąć nadlewki, koń śmierdział nieco, był zrobiony z jakiegoś świństwa, w dodatku gibkiego. Farba gruntowa zachowywała się na nim jak woda na szybie, więc pracowałam z suszarką w ręku. Pierwsze warstwy pasteli wróżyły świetne wyniki, niestety werniks się skończył, gdyż pracowałam jednocześnie nad koniem-wytworem-moich-rąk, a podczas choroby zniecierpliwiona sięgnęłam po ok. 10-cio letnią fiksatywę, która się uchowała gdzieś w pudłach. Dzień po zastosowaniu jej wyszły pęknięcia, które odkryły pierwsze warstwy pasteli i sielanka się skończyła. Koń się lepi (jak już mówiłam jest zrobiony z jakiegoś świństwa, które przebija przez wszystkie warstwy fraby, pasteli i mediów), próbowałam sytuację uratować kolejnymi warstwami pasteli z zastosowaniem nowo kupionych mediów, ale ogier był już nie do odratowania. Zaretuszowałam delikatnie pęknięcia, kiedy pracowałam nad kopytami i oczami trochę (sporo) konia przylepiło mi się zwyczajowo do paluszków (do rękawiczek jeszcze bardziej się lepiło), farby akrylowe z ogona i grzywy też się przylepiały już do rączek, sami zobaczcie jak to wyglądało. Wzorowany na ogierze Damon Hill, lecz z odrobiną własnej wizji.
W trakcie
Przed pomalowaniem oczu (najlepiej widać maść, niestety zniszczenia też)
Kopyta
Efekty końcowe:
Podsumowując: lipican to bardzo wdzięczny model do malowania, a Wam kategorycznie zabraniam kupowania chińskich tanich podróbek "a to sobie na nim poćwiczę, nie będzie szkoda pieniędzy" bo skończy się udręką i popsutymi efektami.
Szczęśliwie zaraz się zabrałam za kolejny model, zero problemów (wreszcie pokazałam na co mnie stać), skończyłam dwa dni temu, czekam aż jeszcze trochę słonko się dzisiaj schowa i biegnę z nim na kolejną sesję
Zaprezentuję go Wam pewnie po niedzieli. Mam nadzieję, że nie zrazicie się zdjęciami moich "przedpotopowych" koni i tego biedaka.