Po prostu rzeźba tego moldu nijak nie współgra z karą maścią. Ciemna farba, do tego dość mocno pobłyskująca, zdaje się podkreślać wszystkie nierówności i inne niedoskonałości, które są już charakterystyczne dla starszych moldów i to nie tylko dla tych "hessowych", ale i nawet tych autorstwa Kathleen Moody (co widać też po Gem Twist czy Huckleberry Bey, ale oczywiście nie mówię tu o typowych dla tej autorki błędach jak zbyt schematyczne zaznaczanie partii mięśniowych, tylko o ogólnej "chropowatości" moldów, która z nowszymi rzeźbami zaniknęła).
W sumie to się dziwię, bo wydawało mi się, że niektóre moldy Hess'a i tym podobne (jak np. John Henry J. M. Herrick) zostały z czasem odpowiednio wygładzone, więc i ten mold powinien się tego doczekać. A tu cuś nie widać, by się na to zapowiadało. Ale w sumie te nierówności nie są tak drastyczne, jak w przypadku John'a Henry'ego (ten to był aż "pognieciony"
), więc może im się to nawet nie opłaca. Czy tak, czy tak, ludzie raczej chętnie kupują ten mold, z tego co widzę.
Mnie tam Big Ben interesuje tylko w wersji Milton albo Wish On A Star. Maść tego drugiego to już w ogóle fajnie maskuje wszelkie niedociągnięcia.
Teraz tylko czekam na dobrą okazję na eBay i jednoczesny przypływ gotówki... Oj, będzie ciężko, chyba nie mam co liczyć na taką synchronizację przez najbliższą dekadę.
Wracając jeszcze do Frankel, jak dla mnie model jest naprawdę średni. Ja dla odmiany właśnie tylko w tych nakrapianych koronkach widzę coś pozytywnego. Z barwą kopyt jest coś nie tak - zdecydowanie przydałyby się tam jakieś odcienie beżu/brązu. Poza tym nie ścierpiałabym kolejnego gniadoszka, szczególnie kiedy na tym moldzie mam jeszcze na oku 3 inne warianty.