Moi Drodzy, bardzo dziękuję za uwagi i komentarze, cieszę się, że się Wam podoba. Przyznam też, że trochę mi ulżyło, że już skończyłam, bo było to spore wyzwanie.
Pastele to rzeczywiście specyficzna technika, ale odpowiada mi takie stopniowe budowanie koloru. Teraz zupełnie inaczej patrzę na konie i staram się rozłożyć maści na części składowe, które złożone razem stworzą odpowiedni rezultat. Pamiętacie zdjęcie z początku malowania, kiedy Arawali był żółty? Tej warstwy prawie nie widać, ale nadaje odpowiedni ton całej maści.
Planów na kolejne customy mam aż za dużo. Na półce mam co najmniej dziesięć projektów w różnym stadium rozgrzebania. Niektóre już długo czekają, inne są całkiem świeże. W związku z moją awersją do malowania przy sztucznym świetle mam plan, aby jesień i zimę spędzać na przeróbkach, a wiosnę i lato na malowaniu. Chyba szybko przystąpię do działania, bo po tym całym malowaniu mam ochotę coś pociąć.
Jak już było widać jeszcze sporo muszę się nauczyć w kwestii fotografowania modeli, ale powolutku dążę do celu. Dzisiaj udało mi się zrobić lepsze zdjęcie tylnych nóg, widać przynajmniej kolor kopyt. Wyobrażałam sobie takie wyschnięte, wyszlifowane piaskiem kopyta, na których prawie nie ma brudu.