Napisane: 2 lip 2014, o 02:01
Uff, pomimo że ostatnio spędzam więcej czasu w domu niż zwykle, to i tak wywiązało się jakieś dziwne urwanie głowy, które nie pozwoliło mi nawet w spokoju napisać czegokolwiek sensownego, poudzielać się czy wyjaśnić parę spraw.
Pewne wydarzenie zadecydowało w końcu o tym, że postanowiłam coś tu skrobnąć... Ale o tym zaraz.
Najpierw sprawa Windtalker'a. Muszę przyznać, że jeszcze nie posiadam go w swojej kolekcji. Ostatecznie wyszło na to, że miał zapakowany w walizkę przyjechać z moją rodziną z USA, kiedy będą wybierać się do Polski... Ale nie 10 czerwca, jak zostałam błędnie poinformowana, a 10 lipca. Także okres wyczekiwania okazał się nieco dłuższy, ale nie przeżywam, bo jakoś nadzwyczaj spokojnie czeka mi się na to konisko (nie żeby szał minął i już mi się znudziło, o nie, nie! ). W sumie już niewiele zostało, więc nie ma co przeżywać.
Natomiast ze spraw bieżących...
Kolejny z serii koni wiercących dziury w brzuchu.
Cheveyo Spring 2008 Collector's Choice Edition
źródło: http://www.modelequus.com/joomla/index. ... &Itemid=34
Dopiero co zakupiłam go dziś za pośrednictwem FLTE. Sytuacja z moldem Nokota była u mnie podobna co ze Smarty Jones - niby podobało mi się na nim kilka modeli i nie mogłam się zdecydować, a tak naprawdę od początku wiedziałam, który z nich zawsze mnie najbardziej kręcił. I to tego jednego oczami wyobraźni zawsze stawiałam na półce obok reszty moich konisk albo ubierałam w pasujące kolorystycznie kantary. Był to właśnie Cheveyo.
Nawet kiedyś byłam już bliska kupna tego modelu, ale niestety nie udało mi się wtedy wygrać licytacji... A może i "stety"? Tej konkretnej aukcji, z której pochodzi mój egzemplarz, nie mogłam sobie odpuścić, bo chyba pierwszy raz zobaczyłam tak dobre malowanie - bez rozmazanej u dołu łysiny czy prawie że niewidocznych pasków na nogach, co się niestety dość często zdarzało u innych oglądanych przeze mnie Cheveyo. Ten wydał mi się idealny, do tego z ciekawie wycieniowanym łebkiem (który stanowi pewną rekompensatę i przeciwwagę dla nieco mdławego odcienia maści ). Grzechem byłoby go sobie odpuścić, skoro w głębi serca dobrze wiedziałam, że to właśnie ten model interesuje mnie najbardziej, jeśli chodzi o mold Nokota, a podobnie pomalowany egzemplarz mógłby się już nie trafić. Moja reakcja po tym, jak tylko przelałam odpowiednią kwotę dla FLTE, a potem dowiedziałam się o bezproblemowej wygranej w licytacji, tylko utwierdziła mnie w moich przekonaniach. A cieszyłam się jak dziecko.
Przyznam, że z Cheveyo miał przyjechać do mnie jeszcze jeden model, ale on tak mnie pochłonął, że starczy mi za dwa, chyba nie potrzebuję w tej chwili kolejnego obiektu westchnień. Tym bardziej, że jeszcze Windtalker w drodze. A bardzo nie lubię kupować większej liczby modeli naraz czy w krótkich odstępach. Wolę mieć czas, by każdym odpowiednio się nacieszyć. Sama perspektywa nabycia jednocześnie tych trzech modeli po prostu przerażała mnie. Pieniążki nigdzie nie uciekną, a więc nie ma co się spieszyć. Przyjdzie czas i na kolejne konisko.
Pewne wydarzenie zadecydowało w końcu o tym, że postanowiłam coś tu skrobnąć... Ale o tym zaraz.
Najpierw sprawa Windtalker'a. Muszę przyznać, że jeszcze nie posiadam go w swojej kolekcji. Ostatecznie wyszło na to, że miał zapakowany w walizkę przyjechać z moją rodziną z USA, kiedy będą wybierać się do Polski... Ale nie 10 czerwca, jak zostałam błędnie poinformowana, a 10 lipca. Także okres wyczekiwania okazał się nieco dłuższy, ale nie przeżywam, bo jakoś nadzwyczaj spokojnie czeka mi się na to konisko (nie żeby szał minął i już mi się znudziło, o nie, nie! ). W sumie już niewiele zostało, więc nie ma co przeżywać.
Natomiast ze spraw bieżących...
Kolejny z serii koni wiercących dziury w brzuchu.
Cheveyo Spring 2008 Collector's Choice Edition
źródło: http://www.modelequus.com/joomla/index. ... &Itemid=34
Dopiero co zakupiłam go dziś za pośrednictwem FLTE. Sytuacja z moldem Nokota była u mnie podobna co ze Smarty Jones - niby podobało mi się na nim kilka modeli i nie mogłam się zdecydować, a tak naprawdę od początku wiedziałam, który z nich zawsze mnie najbardziej kręcił. I to tego jednego oczami wyobraźni zawsze stawiałam na półce obok reszty moich konisk albo ubierałam w pasujące kolorystycznie kantary. Był to właśnie Cheveyo.
Nawet kiedyś byłam już bliska kupna tego modelu, ale niestety nie udało mi się wtedy wygrać licytacji... A może i "stety"? Tej konkretnej aukcji, z której pochodzi mój egzemplarz, nie mogłam sobie odpuścić, bo chyba pierwszy raz zobaczyłam tak dobre malowanie - bez rozmazanej u dołu łysiny czy prawie że niewidocznych pasków na nogach, co się niestety dość często zdarzało u innych oglądanych przeze mnie Cheveyo. Ten wydał mi się idealny, do tego z ciekawie wycieniowanym łebkiem (który stanowi pewną rekompensatę i przeciwwagę dla nieco mdławego odcienia maści ). Grzechem byłoby go sobie odpuścić, skoro w głębi serca dobrze wiedziałam, że to właśnie ten model interesuje mnie najbardziej, jeśli chodzi o mold Nokota, a podobnie pomalowany egzemplarz mógłby się już nie trafić. Moja reakcja po tym, jak tylko przelałam odpowiednią kwotę dla FLTE, a potem dowiedziałam się o bezproblemowej wygranej w licytacji, tylko utwierdziła mnie w moich przekonaniach. A cieszyłam się jak dziecko.
Przyznam, że z Cheveyo miał przyjechać do mnie jeszcze jeden model, ale on tak mnie pochłonął, że starczy mi za dwa, chyba nie potrzebuję w tej chwili kolejnego obiektu westchnień. Tym bardziej, że jeszcze Windtalker w drodze. A bardzo nie lubię kupować większej liczby modeli naraz czy w krótkich odstępach. Wolę mieć czas, by każdym odpowiednio się nacieszyć. Sama perspektywa nabycia jednocześnie tych trzech modeli po prostu przerażała mnie. Pieniążki nigdzie nie uciekną, a więc nie ma co się spieszyć. Przyjdzie czas i na kolejne konisko.