Jeśli rzeczywiście jest odwrotnie i to Laredo był pierwowzorem Brishena (chociaż ja bym z tym polemizowała, ale cóż... nie znam się
), to w tym momencie patrzę na niego z jeszcze większym obrzydzeniem. Mogłabym mu wybaczyć tę rzeźbę, jeśli byłby zrobiony na bazie Brishena, bo jednak oba konie to dwa różne typy i tak dalej (no ale kto to w ogóle wymyślił, żeby robić cob'a i andaluza na jednym moldzie...?). A to jednak Moody zawaliła sprawę. Laredo bardzo, ale to bardzo mi się nie podoba. Wystarczy go porównać z takim Totilasem, wydaje się przy nim konikiem dla Barbie.
Jedyną jego zaletą, według mnie, jest... ogon.
Jest ładnie pofalowany.
Moody rzeczywiście cofa się w rozwoju, i to poważnie... Te wielkie, żywe oczyska i ogólny sympatyczny wygląd jej moldów w tym momencie nie są już w stanie zatuszować niedociągnięć w rzeźbie i skąpienia detali, a do tej pory raczej się to udawało.
Co do modeli Naomi & Wynonna, kiedyś zachwycałam się tymi moldami, ale teraz lubię je raczej tylko ze względu na ich pozy. Jeszcze źrebak jest wcale udany, ale klacz denerwuje mnie swoją rzeźbą (ehh, te bułkowate łopatki >_>, to chyba najgorsza wada rzeźb Moody). A szkoda, bo łebek ma ładny. Za to lubię jej linię grzbietu, taka zapadnięta.
Jednak w obecnej chwili nie skusiłabym się na nie, nie za takie pieniądze...