Dzięki za miłe słowa.
Kiedyś zrobiłam kilka koników z modeliny, ale bardzo dawno i nigdy nie trzymałam się jakiejś skali i nie portretowałam konia. Miał być konik polski -orginał był spasiony, ale bez przesady
, zdecydowanie mniej krępy i na lżejszych nogach. Ale ogólne wrażenie mam poczucie, że uchwyciłam. Jak pisałam wypełnienie kłody wyszło mi za obfite, zorientowałam się, już po oblepieniu firmo. Więc i nogi zrobiłam tęgie, by pasowały do kłody. Rzeźbie partii mięśniowych zadu i łopatek poświęciłam masę czasu- ale na fotach kompletnie tego nie widać.
NAF, Mnie bardziej przeraża temat przerabiania. Mam wrażenie, że ja się namęczę, a i tak uznają to ogólnie za Schleicha czy Breyera, tyle, że po przeróbce.
Robienie od zera daje więcej wolności, wydaje mi się łatwiejsze. Przy przerabianiu, pewnie ciągle coś by mi nie pasowało, przy rzeżbieniu jak coś nie pasuje to mogę psioczyć tylko na siebie.
kolekcjonerka, Całą robotę utrudniał mi brak narzędzi (dysponowałam jedynie pilniczkiem) i jedna ręka zajęta czym innym i żywe stworzonko leżące w tym czasie mi na kolanach. Prace zaczęłam 23 stycznia (po zadaniu pytania o szkielet rzeźby), ale lepiłam tylko w niektóre dni, po ok 2-3 godziny zajęła kilka dni po kilka godzin. Malowanie zajęło mi 2-3 godziny. Jest kompletnie do bani (z malowaniem koni po płaskim radzę sobie , a tu się okazuje, że jest bardzo ciężko).
Mangalarga, Przez chwilę go chciałam całkiem na zimnioka przerobić, albo chociaż na cieżka wersję fiorda (a widziałam takiego fiordzkiego, zarodowego ogra ciężkiego niczym koń zimnokrwisty).